17 października w Hotelu Bristol, a Luxury Collection Hotel, Warsaw odbyła się uroczysta gala charytatywna wieńcząca drugą edycję kampanii społecznej #ProjektPomagam, która powstała z inicjatywy portalu „Buisness & Prestige” na rzecz Fundacji Mam Marzenie. Podczas wydarzenia odbyła się debata o społecznej odpowiedzialności i potrzebie większego zaangażowania się w udzielanie pomocy najbardziej potrzebującym. Główną intencją organizatorów tego przedsięwzięcia było wskazanie kierunków, które połączyłyby środowisko show-biznesu i biznesu z aktywnością prospołeczną. Rozmowę poprowadził prof. dr hab. Bolesław Rok z Akademii Leona Koźmińskiego, który od wielu lat zajmuje się zagadnieniami związanymi z etyką społeczną i odpowiedzialnością biznesu w teorii i praktyce. Uczestnikami rozmowy byli Karolina Adamska – prezes Fundacji Mam Marzenie, aktorka i ambasadorka Fundacji Mam Marzenie Małgorzata Kożuchowska, Violetta Ratajczak – dyrektor sprzedaży na Europę Centralną i Wschodnią Vilmorin Garden; pełnomocniczka Wielkopolskiego Kongresu Kobiet; uczestniczka pierwszej edycji #ProjektuPomagam oraz stały partner Fundacji „Akogo?” Ewy Błaszczyk; Wilhelm Rożewski – marketing communications manager Volvo Groups Trucks Sales Baltic Sea Markets, a także Artur Nowak-Gocławski – prezes ANG Spółdzielnia, wybitny społecznik, twórca projektu nienieodpowiedzialni.pl, aktywny członek projektu Koalicja Prezesi- wolontariusze.
Bolesław Rok: Od wielu lat namawiam na łączenie biznesu z działalnością prospołeczną. Staram się udowodnić, że taka działalność nie tylko jest potrzebna w kontekście społecznym, ale również bardzo dobrze wpływa na rozwój firmy. Dlatego pozwolę sobie zacząć od pytania do Pani prezes fundacji. Dlaczego tak naprawdę spełnianie marzeń dzieci jest ważne? Czy dorośli ludzie, których marzenia się nie spełniły, będą w stanie pomagać spełniać marzenia innych?
Karolina Adamska: Naszym podstawowym zadaniem jest spełnianie marzeń, które ma dać dzieciom siłę do walki z chorobą. I nie chodzi o aspekt materialny w postaci nowej zabawki czy wycieczki. Tutaj chodzi o tę drugą płaszczyznę spełniania marzeń. O dawanie siły i szczęścia. O siłę sprawczą, dzięki której dziecko w ogóle ma marzenie. My jesteśmy jedynie po to, by je realizować. To magiczny moment, kiedy jesteśmy świadkami spełnionego marzenia. Tym samym pokazujemy dzieciom, że także one mogą zawalczyć o swoje marzenia i jeżeli włożą w to odpowiednie zaangażowanie i energię, to wszystko może się zdarzyć.
Od lewej: Karolina Adamska, Małgorzata Kożuchowska, Violetta Ratajczak
BR: Ta aktywna rola dziecka jest niezwykle istotna. Pani Małgorzato, jaką wartość ma spełnienie marzeń u dzieci, które znajdują się w sytuacji bez wyjścia, kiedy musimy uznać wyższość choroby?
Małgorzata Kożuchowska: Najpierw chciałabym podzielić się swoim doświadczeniem z początku pracy w fundacji. Zostałam poproszona, żeby odwiedzić dzieci na oddziale onkologii w Warszawie na Litewskiej i zadałam sobie pytanie czy bezinteresowna wizyta bez przyniesienia czegokolwiek w prezencie, nie jest jakimś rodzajem pychy. Z początku wydawało mi się, że to za mało, jednak to doświadczenie było niezwykłe. Dzieci na wieść, że odwiedzi je ktoś znany z telewizji, kogo lubią i podziwiają, chciały ładnie wyglądać i wyczekiwały z niecierpliwością. Następowała tak ogromna mobilizacja organizmu, że lekarze odnotowywali niezwykłe przełożenie na stan ich zdrowia i to, w jaki sposób zwalczają tę chorobę. Było to nieprawdopodobne i to jest ta siła marzeń, o której tak często mówimy. Każdy lubi jak mu się spełnia marzenie niezależnie czy jest zdrowy, czy chory i ile ma lat. Ale akurat w tych przypadkach ciężkich i często nieuleczalnych chorób ma to wprost czarodziejską moc i znaczenie.
BR: Tak. I to jest właśnie to zagadnienie, które chciałbym jeszcze trochę rozwinąć. Mówiła Pani, że może Pani zachęcać swoje koleżanki i kolegów ze środowiska artystów, żeby mocniej się zaangażowali. Ale chciałbym zapytać, czy to jest tak, że Pani czuje coś na kształt moralnej powinności, czy to jest bardziej jednostkowa sprawa; czy jako osoba publiczna i znana aktorka czuje Pani, że to jest tak, jak ktoś kiedyś powiedział, że skoro zarabiamy, to dzielimy się, dajemy coś z powrotem społeczeństwu. Co Panią motywuje w tym przypadku? Pani wpływ na społeczeństwo jest przecież ogromny i to, że Pani na coś zwraca uwagę, może przynieść efekt kaskadowy.
MK: Jest to pytanie wielokrotnie złożone (śmiech). Można to oczywiście rozpatrywać w kategorii obowiązku moralnego. Jednak nie rozpatrywałabym takiej chęci wewnętrznej do niesienia pomocy, czy dzielenia się tym, co się dostało, w kategoriach obowiązku. Jesteśmy różni, różnimy się poziomem empatii i wrażliwością. Dlatego uważam, że chęć niesienia pomocy ma największą wartość wtedy, kiedy wypływa w sposób organiczny z głębi naszego serca. Kiedy jest to jakiś rodzaj obowiązku, to ja tu węszę jakiś fałszyk.
BR: Specjalnie użyłem słowa „powinność”…MK: Powinność… Wydaje mi się, że to jest potrzeba, a potrzeby się rodzą lub nie. W moim przypadku, bo zawsze wydaje mi się, że swoją historię trzeba opowiadać najuczciwiej, to doświadczenie jest naszym udziałem jednostkowym. Jest to też wzrost świadomości wiążący się z tym, co Pan zawarł w jednym z pytań. Że kiedy człowiek podsumowuje, co dostał od losu i ludzi, jakie miał w życiu szczęście i ile mu się udało osiągnąć, i dochodzi do wniosku, że jest szczęściarzem. Tylko, że szczęście w pojedynkę smakuje inaczej. Wówczas rodzi się potrzeba podzielenia się swoim szczęściem i wtedy wzrasta poczucie wewnętrznego sensu. Nie przeżywa się tego w pojedynkę, a jednocześnie ma się takie poczucie sprawiedliwości, że zwróciliśmy dług wobec losu, a życie wypełnia harmonia.
BR: To bardzo ważne. Panie Arturze, Pan z kolei jest przedstawicielem świata finansów. W przypadku tej fundacji skala działań i efektów jest ogromna, jednak jeżeli spojrzymy na skalę potrzeb z globalnej perspektywy, to wciąż daleko nam do sukcesu. Jak zwielokrotnić i zwiększyć efektywność pomocy, jakiej udziela chociażby pani Małgorzata? Żeby świat biznesu bardziej zaangażował się do udzielania pomocy. Artur Nowak-Gocławski: Pewnie najlepszym rozwiązaniem byłoby zabrać bankom i dać fundacjom.BR: Tylko bankom czy także firmom z innych sektorów gospodarki?
ANG: Działam w branży finansowej, w związku z czym najchętniej i najłatwiej zabrałbym sobie, ale pomyślałem o kilku rzeczach. Po pierwsze, wydaje mi się, że jeżeli chcemy spełniać dzięcięce marzenia na większą skalę, to sami powinniśmy do nich powrócić. My, jako przedsiębiorcy i liderzy. Jak mieliśmy kilkanaście lat, to myśleliśmy, że będziemy zmieniać świat. Wydaje mi się, że wielu z nas gdzieś to umknęło po drodze. Zajęliśmy się biznesem czy miejscem w rankingach, zapominając o własnych marzeniach wieku dziecięcego. Może to brzmi trochę naiwnie, ale obecnie przeżywam coś takiego, że wraz z wiekiem odczuwam coraz większą potrzebę powrotu do korzeni.
Artur Nowak-Gocławski
BR: Nie sądzę, żeby to było naiwne. Wręcz przeciwnie: wydaje mi się, że większość z nas tutaj zebranych odczuwa taką potrzebę. Być może teraz przyszedł czas oddania długu wobec społeczeństwa?
ANG: Myślę, że tak. Kiedy słuchałem wszystkich tych pięknych wypowiedzi, które dzisiaj padły, zdałem sobie sprawę, że naszą zamożność w skali światowej można by szacowć nie na jeden procent, tylko na promil. I to być może.
BR: I jesteśmy szczęśliwcami.
ANG: Tak. W przypadku pomagania dzieciom, to moja pierwsza myśl była taka, że to ten różowy płaszczyk przeciwdeszczowy, komputer czy inne dobra materialne. A dzisiaj dotarło do mnie, że dzieci marzą, żeby ktoś w rodzinie nie chorował. Marzą, żeby rodzice byli uśmiechnięci i szczęśliwi. Zobaczcie drodzy państwo jakie mamy możliwości działania budując biznesy w taki sposób, żeby nasi kontrahenci byli szczęśliwi. To będzie sprzyjać marzeniom dzieci. Budując i rozwijając biznesy, które będą pomagały rozwiązywać problemy zdrowotne. To również jest sposób na realizowanie marzeń.
BR: Zgadzam się z Panem w stu procentach. A teraz chciałbym zadać pytanie Pani Violetcie. Na ile jesteśmy w stanie uszczęśliwić pracowników z biznesu i show-biznesu angażując ich w tego typu projekty? A może firmy ich zmuszają do udziału?
Violetta Ratajczak: Ja może zacznę od słów Juliana Tuwima: „Dwa szczęścia są na świecie, jedno małe – być szczęśliwym, drugie – uszczęśliwiać innych”. Jeśli mamy wpływ i jesteśmy odpowiedzialni za powierzone nam zespoły, ludzi i firmy, to powinniśmy się zastanowić, jaki jest nasz cel i co z tymi ludźmi możemy osiągnąć. Zarazić ludzi do działania. Pokazać, że wspólne działanie i nasza aktywność w lokalnym społeczeństwie osiąga zadowalające efekty, to idziemy dalej, na szerszą skalę. Jestem szczęśliwa, bo obracam się w różnorodnych środowiskach. Poznałam różne społeczności: osób z niepełnosprawnością, potrzebujących dzieci czy zagubionych kobiet. Oczywiście mężczyźni też bywają, ale skupiłam się na kobietach, bo na tym się znam najlepiej. Uważam, że jeżeli jesteśmy w różnych środowiskach, to możemy sobie wzajemnie pomóc. A osobom, które mają dar do nawiązywania relacji, łatwiej przychodzi angażowanie innych ludzi.
Violetta Ratajczak
BR:. Panie Wilhelmie, czy zmusza Pan swoich pracowników do tego typu angażu? Czy pomoc, jakiej udzielają, jest bezinteresowna? Jak Pan to odbiera?Wilhelm Rożewski: Może to zabrzmi banalnie, ale firma to ludzie i za każdym działaniem kryje się jakiś człowiek, który miał pomysł, marzenie, potrzebę, żeby pomóc innym. Wydaje mi się, że jeżeli ktoś działa z takich pobudek, to nie trzeba go do tego namawiać. Kiedy stosujemy przymus, pojawia się opór. Dlatego to my musimy świecić przykładem. Musimy być wzorem do naśladowania. Każda nauka idzie przecież z góry.
BR: Stwarzać możliwości czy tylko pokazywać? Zaangażowanie się w tego typu projekty dla przeciętnego pracownika jest najzwyczajniej zbyt kosztowne. Co zrobić, żeby ich do tego zachęcić?
Wilhelm Rożewski: W naszej firmie mamy wiele młodych osób. Ci młodzi ludzie myślą trochę inaczej, niż my, kiedy w latach 90. zaczynaliśmy karierę. Byliśmy na dorobku. Pamiętamy czasy, kiedy nic nie mieliśmy. Natomiast dla nich ważniejsze jest być niż mieć. Swoim podejściem do świata i ludzi powodują, że ta potrzeba niesienia pomocy jest czymś zupełnie naturalnym. My najpierw musieliśmy zarobić pieniądze. Dopiero później pojawiła się refleksja, żeby wprowadzać ludzki element do biznesu. Ci ludzie natomiast wyrośli w otoczeniu, w którym mieli wszystko. Inaczej patrzą na świat. Jest to niezwykle budujące i jest nadzieja, że robią to dobrowolnie.
BR: Zarówno świat biznesu, jak i show-biznesu zaczynają łączyć siły, by nieść większą pomoc najbardziej potrzebującym. Czy Państwa zdaniem ten mariaż jest optymistycznym symbolem pomagania i współpracy?
MK: Wydaje mi się, że my w tym względzie już się wiele nauczyliśmy i że zmierza to w dobrym kierunku. Z jednej strony zwiększa się świadomość, ale z drugiej także chęć dzielenia się sukcesem. To on przecież wabi zarówno ludzi ze środowiska artystycznego, jak i biznesowego. Także świadomość tego, że udzielanie pomocy działa na obopólną korzyść. Patrzę w przyszłość bardzo optymistycznie.
WR: Mam wrażenie, że to bardzo modne, żeby się angażować w tego typu działania. Myślę, że nie powinniśmy żywić urazy wobec firm, które angażują się w tego typu projekty dla poprawy swojego wizerunku czy relacji publicznych. Liczy się końcowy efekt. I po raz kolejny powiem dość naiwnie, że jak ktoś raz spróbuje pomocy, to przekona się, że warto to robić bez względu na intencje.
Od lewej: Wilhelm Różewski i prof. dr hab. Bolesław Rok
BR: Pani Karolino, Pani też jest optymistką?KA: Tak. Ja jestem z natury optymistką, a do tego podziału o którym powiedział pan profesor, czyli ludzi biznesu i show-biznesu, dodałabym jeszcze społeczników. Takich ludzi jak ja, którzy absolutnie nie potrafią zarabiać pieniędzy – i dzięki Bogu – bo to my łączymy świat biznesu i show-biznesu z tymi, którzy potrzebują pomocy. Myślę, że jesteśmy pomostem, dzięki któremu ta pomoc i energia może przepływać w jedną i drugą stronę.
VR: A ja bym powiedziała, że ta energia buduje nową jakość życia. Mogę to powiedzieć na podstawie współpracy z fundacją Barka. Resocjalizujemy ludzi, którzy się pogubili w życiu i mogą do naszej firmy przyjść. Po wykonaniu kilku prac wychodzą zadowoleni i z poczuciem spełnienia i przynależności społecznej
Otwarcie biznesu na każdego człowieka powoduje, że pomoc pojawia się z najmniej oczekiwanych miejsc. I to napawa ogromnym optymizmem.
MK: Doświadczenie pracy w fundacji jest bardzo duże. Spełniliśmy już ponad 7000 marzeń, a to naprawdę jest bardzo dużo. Namawiamy darczyńców, aby nie ograniczali się tylko do zrobienia przelewu, ale żeby wzięli udział w spełnieniu tego marzenia. To jest doświadczenie nieporównywalne z niczym innym i gwarantuje, że będziemy chcieli dalej to robić. To niesamowite jaką wielką radość i poczucie spełnienia daje dawanie. Jeżeli ktoś tego jeszcze nie zrobił bądź się wahał, to trzeba koniecznie spróbować.
ANG: Na zakończenie chciałbym jeszcze powiedzieć, że jestem tutaj dziś poniekąd służbowo, pełniąc funkcję reprezentanta Koalicji Prezesi-wolontariusze.
To społeczny projekt powstały przy Akademii Rozwoju Filantropii, który polega na tym, że ludzie ze świata biznesu angażują się dzieląc się swoją wiedzą i doświadczeniem. Ponadto poza jakąkolwiek formą wsparcia, oferują nam to, co dla nich najważniejsze: czas. A naszym wspólnym celem w drodze po sukces jest ścisła współpraca. I tego się trzymajmy.